Główny Szlak Beskidzki imienia Kazimierza Sosnowskiego (GSB) – szlak turystyczny znakowany kolorem czerwonym biegnący od Ustronia w Beskidzie Śląskim do Wołosatego w Bieszczadach. Najdłuższy szlak w polskich górach, liczy około 496 km! (wikipedia)
Po dwóch latach przerwy z trekkingiem znów ruszyłem na szlak. Poprzednio przeszedłem GSŚ – Główny Szlak Świętokrzyski. Teraz chciałem wspominany często jako „must to do” GSB przejść chociaż w jakimś stopniu.Troszkę się ekipa zmieniła w stosunku do GSŚ ale jeden stały zawodnik został czyli Paweł. Trasa zaplanowana wcześniej to Krynica Zdrój – Rabka Zdrój. Czyli coś około 100 km czyli 1/5 Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na szlak wyruszyło nas razem cztery osoby.

W obecnej sytuacji koronawirusowej, którą traktuje mocno sceptycznie wybraliśmy transport w postaci wynajętego busa i kierowcy. Start mieliśmy zaplanowany o 3 w nocy w środę. I tak na start przyjechała po mnie taksówka gdzie pojechałem po dwóch następnych towarzyszy podróży. Punkt styku wszystkich osób miał być u Pawła G. co też miało miejsce. Szybko zapakowaliśmy się do busa i ruszyliśmy na trasę. Wszyscy się pospaliśmy gdyż wiedzieliśmy co nas czeka dzisiejszego dnia. Plan na dzień pierwszy to Krynica Zdrój – Schroniska u Cyrla.
Na miejsce dotarliśmy przed 10. Szybka zmiana ciuchów, sprawdzenie czy wszystko jest w plecakach i ruszyliśmy. Długo się jeszcze zastanawiałem czy brać jedną bluzę rowerową więcej, taką cieplejszą, jednak z tego zrezygnowałem. I dobrze, bo zupełnie by mi się nie przydała. Na początek ruszyliśmy szlakiem niebieskim, który kierował do Jaworzyny Krynickiej. Taki wariant wybraliśmy dlatego, że nie chcieliśmy na start „przeginać” z ilością kilometrów. Pierwszy dzień to 26km i tyle chcieliśmy zrobić. Poradniki oraz osoby, które uprawiają ten sport polecają aby zacząć od mniejszego kilometrażu aby mięśnie się przyzwyczaiły. I ja również polecam tak zacząć. To była dobra decyzja. Ale wracając do relacji na szczycie zrobiliśmy pierwsze śniadanie. Rozgrzani podejściami szybko zaczęliśmy się ubierać bo na górze zrobiło się bardzo zimno a w połączeniu z wiatrem jeszcze bardziej to odczuwaliśmy. Po popasie ruszyliśmy to tutaj Główny Szlak Beskidzki dla nas zaczynał się na dobre.

Dzisiejszym dzień miał być lekki i można powiedzieć, że był ponieważ jak weszliśmy już na górę tak w zasadzie szliśmy granią. Klimat jaki nas otaczał do las i piękne śpiewy ptaków. Trochę wietrznie ale gdy już człowiek przyzwyczaił się i szedł to i nawet ciepło. I tak doszliśmy przez Runek i Cisowy Wierch. Koło Cisowego Wierchu zrobiliśmy sobie obiad. Klasycznie wyprawowo czyli zupka chińska oraz (dla mnie) parówki sojowe. Najedzeni i wypoczęci kierowaliśmy się do miejsca docelowego. Moje nogi dawno tyle nie przeszły. Dobrze, że ciut wcześniej robiłem sobie „dziesięciokilometrówki”.
Wreszcie doszliśmy do Hali Pisanej a stąd do prywatnego schroniska Cyrla już niedaleko. Przy wejściu na posesję schroniska witają nas dwa szczeniaki z tym, że jeden z nich był takim ogromnym szczeniakiem, że mógłby człowieka przewrócić. Mimo zmęczenia byliśmy uradowani, że dotarliśmy na miejsce, że wreszcie zjemy coś dobrego i napijemy się dobrego piwa. Samo schronisko jest umiejscowione w przepięknej dolince, schludne czyste bardzo nas zaskoczyło. A cena bardzo przystępna za noc. Pokój czysty, klimatyczny o nazwie Radziejowa. Każdy pokój w tym schronisku ma swoją nazwę szczytu. Była też Maciejowa, Lubaniowa itp. Po dobrej kolacji nastąpiła degustacja piwka i lokalnego wyrobu właściciela „cytrynówki z porterówką”. Bardzo polecam po prostu pyszności! Szybko jednak te dobrocie, pełny żołądek oraz mega zmęczenie doprowadziły, że padłem i obudziłem się dopiero nad ranem. (pomijając budzik o 2:30, który zapomniałem wyłączyć z poprzedniego dnia :D)
Już w przyszłym tygodniu dzień 2. Gdzie na nasze nastroje miał wpływ pobyt u Cyrla i jego znakomitości. Już teraz zapraszam!
Ekwipunek:
Cały plecak razem z wyżywieniem i wodą ważył około 11,5kg co było bardzo dobrym wynikiem! Miałem najlżejszy plecak z całej ekipy. Jednak nie niosłem ze sobą namiotu (tj. jakieś +1.5kg i maszynki +0.5kg).
Lista rzeczy, które miałem ze sobą:
- plecak
- kijki trekkingowe z Decathlonu 500 – mega jestem zadowolony z tych kijków. Polecam. Cena bardzo przystępna!
- 4x skarpetki na zmianę // jedne na sobie – w tym dwie z Decathlonu!
- 3x majtki jedne na sobie + plus jedne sportowe szybko schnące
- 2x koszulka sportowa z decathlonu – krótki rękawek – noszona na zmianę
- jedna koszulka z długim rękawkiem
- koszulka brubeck cienka (do spania lub chodzenia)
- koszulka brubeck gruba
- geterki brubeck do spania
- kurtka przeciwdeszczowa
- nożyk
- łyżka
- Czołówka
- powerbank 10000mAh
- pokrowiec na okulary
- który służy jako portfel, etui na kabelki usb, stopery
- portfel to w zasadzie mini etui po słuchawkach gdzie mam gotówkę i kartę bankomatową
- zapasowy buff jako czapka
- buff jako szalik
- rękawiczki lekkie na wszelki wypadek
- Kabelek do zegarka i krotki kabelek do telefonu
- cienkie krótkie spodenki rowerowe casual szybko schnące
- śpiwór
- chusteczki do mycia – takie do pupy – odświeżyć twarz i dupkę :]
- papier toaletowy
- kubek srebrny aluminiowy
- apteczka plus leki
- alantan i maść na bóle mięśni
- szczoteczka do zębów
- mydło w płynie
- jednorazowa do golenia maszynka
- pasta do zębów mała tubka dla dzieci
- stopery
- 2x woreczki na śmieci itp. 2x woreczki do ciuchów
- mini ręcznik z mikrofibry
- poszewka, z której robie poduszkę z ciuchów – bardzo fajny patent pierwszy raz zobaczyłem to na kanale Szybkie Podróże
- klapki japonki – nie lubię ich ale kupiłem za całe 4,98zł w Pepco i ważą praktycznie nic
- mini łyżka do butów
- karimata 2cm, którą pożyczył mi Paweł.
- zegarek
- okulary
- Prowiant:
- 3x zupka chinska
- 2x goracy kubek
- jeden większy pasztet z pomidorów
- 6 batonow
- chleb razowy mały
- paczka parówek sojowych
- 2x banan
- 3L wody
- izotonik na start – oshee 700ml
- 6szt herbaty
- woreczek kawy
- 2x owsianka na śniadanie
Link do tracka z pierwszego dnia: https://www.strava.com/activities/3584743893
Leave a Reply