Taka myśl mnie dzisiaj rano naszła. Dlaczego ja to robię?
Czemu nie kupię samochodu (poprzedni sprzedałem) i nie wsiądę sobie wygodnie za kierownicą i nie pojadę przy muzyczce do pracy. W cieple, w komforcie. Przecież to czysta przyjemność?! Sprawdzam pogodę za oknem. Kot mi towarzyszy. Temperatura 2 stopnie powyżej zera. Śnieg pada i to w kwietniu! Ubieram się jak co rano w ciuchy rowerowe. Nie powiem że nie jest no nużące. Otóż jest. Ciągłe przebieranie się. I na dodatek spakować trzeba ciuchy cywilne do pracy. Opracowałem już mały system do tego (opisze w innym wpisie). Biorę kask z półki. I zadaje sobie właśnie to pytanie po co ja to robię?! Całus na do widzenia od Nati i jadę. Kierunek poczta. Czy mi się chce tam jechać pytam się? Nie lepiej tą samą trasą jechać do pracy. po południu sobie podjadę. Biję się z myślami. No nic ruszam. W ciągu dosłownie 5min jestem na poczcie a samochodem zajęłoby mi to jakieś 15min stojąc w korku na Zgierskiej. No nie źle. Załatwiona jedna sprawa. Ruszam dalej. To może sobie skoczę przez park Julianowski. Cyknę zdjęcie. Chwila przerwy i przemyśleń w pięknym parku. Ruszam dalej. Długo prosta na Inflanckiej. 30km/h. Z wiatrem się jedzie! Endorfiny już szaleją. Tak właśnie to jest to. Uła krzyczę. Po to to robię! By nacieszyć się jazdą od razu na dzień dobry. By się obudzić przed pracą i mieć dobry humor przez cały dzień. Jazda rowerem tak właśnie mnie nakręca. Jak kawa z rana, bez której nie wyjdę z domu. Mimo aury jaka mnie otacza. Szaro buro i pada śnieg a mnie się chce kręcić! To jest to dlaczego to robię!
I jeszcze jedno. Trzeba zmieniać trasy dojazdu do pracy. Mimo wszystko zawsze to jakieś urozmaicenie. Zmiana krajobrazu. Zdecydowanie inaczej się wtedy jedzie. Wiadomo czasami się nie chce tego robić i chcę się jak najszybciej dojechać do celu. Ale czasem trzeba to zrobić i już!
Ależ tych słupków nastawiali: róg Łagiewnickiej a Warszawskiej
Uzupełnienie porannego wpisu:
A teraz druga strona medalu. Tak wszystko pięknie opisałem rano, że chce się jeździć. Jest po co. Endorfinki itd. itp. Tylko, że jak przychodzi zima wiosną to się wszystkiego odechciewa. Dziś popołudnie przyniosło prawdziwą zimową zawieruchę. Co za koszmar jechać w taką pogodę. Śnieg sypał jak w styczniu. Spadło z 5cm. A ja na rower. Nic nie odśnieżone bo przecież sezon na odśnieżanie się skończył. Ledwo jechałem. Droga rowerowa z kostki brukowej przykryta śniegiem. To nie najlepszy pomysł na jazdę. Przy moich oponkach Schwalbe Maraton 700x28c to prawie jazda figurowa na łyżwach. Raz praktycznie zaliczyłem wywrotkę.
Morale spadają z minuty na minutę. Samochody nie przejmują się tym, że całe błoto pośniegowe leci na mnie. Nie mam im tego za złe. Przecież to nie ich wina. A wiecie co jest najgorsze? Są dwie rzeczy tak na prawdę. Marznące palce u rąk oraz zaśnieżone okulary. Jedziesz i nic nie widzisz – dosłownie. I ten śnieg, który wpada Ci w oczy. Koszmar. Ale jeszcze chcę zdjęcia porobić bym miał co wrzucić tutaj i na Instagrama. Co raz bardziej mokry, ręce co raz bardziej sztywne.
Jadę.
Przecież to moja pasja. Czemu nie jadę samochodem pytam się?
Jadę.
Nic nie widzę. Ludzie patrzą się jak na wariata. (uwielbiam to – co ten gościu robi na rowerze?!)
Jadę.
Byle do domu byle do ciepłego mieszkania. Ogrzeje się tak to będzie wspaniałe. Cały zmarznięty i mokry dojechałem. Wkurzony (mało powiedziane) wchodzę do domu. I co robię? Przebieram się i pakuję rzeczy na spining. Zaraz muszę wyjść i jechać rowerem. Tak właśnie znów na rower wsiądę. Po co ja to robię pytam się?! Usiądź i odpocznij. Weź książkę do ręki. Oj nie poddam się. Pogoda mnie nie zniechęci. To jest to co kocham. Dam radę. Pokażę, że można nawet w taką pogodę.
Wiem po co to robię. Mogę usiąść wieczorem w domu, wrócić do do dnia dzisiejszego. Wspomnieć moje rozterki i słabości, które przezwyciężyłem.
Wow. Bardzo dobry wpis. Cala prawda o walce ze Swoją pasją. Szanuję Cię za to, podziwiam i zazdroszczę każdego dnia gdy jadę samochodem do pracy.
Dzięki za pierwszy komentarz na tym blogu 🙂