Łódź – Jantar – wyprawa nad morze rowerem – część 2

Po tak ciężkich 24 godzinach na nogach kładąc się spać myśleliśmy, że pobudka będzie ciężkia. Nic bardziej mylnego. 7:30 budzik zadzwonił lajcik. Z koleji wstawanie z łóżka to było wyzwanie. Jj
jeszcze leżał i się lekko śmiał ze mnie, że wstaje jak stara babcia. Powiedziałem, że sam zobaczy jak się wstaje – przekonał się na własnej skórze :]. Szybka toaleta pakowanie i byliśmy gotowi do
drogi. Jeszcze zrobiliśmy małą rozgrzewkę ciut się zastaliśmy. Pogoda utrzymała się. Słoneczko świeciło niebo mniej więcej czyste. Aż miło było wsiąść na rower. Mimo, że poprzedniego dnia klnęliśmy,
że trzeba nam tygodnia odpoczynku od roweru. A tu proszę wręcz to była przyjemność wsiąść na bajka. Przejechaliśmy jakieś 4km do pierwszego otwartego sklepu. Kupiliśmy śniadanie, które zjedliśmy. Woda
polana można jechać. Sielanka trwała do 15 kilometra. Dupka nawet nie bolała tzn. mnie nie ale Jja za to tak oj tak. Huh potem co się działo. Szybko mi uśmiech z twarzy zniknął. Piszczele tfu ścięgna
achillesa zaczęły się odzywać. Wręcz błagać o zejście z roweru. Jedyna myśl kołatała w głowie. To tylko 40km do Gdańska. Dojechaliśmy do krajowej siódemki. I tu chwilę wytłumaczę nie mogliśmy jechać
na prom w Mikoszewie (tu jedliśmy śniadanie) gdyż poziom Wisły na to nie pozwalał. Tak więc wracając do 7. Pobocze ekstra. Niedziela a samochodów mnóstwo. Jedziemy co ja gadam wleczemy się. Wszystko
mnie boli cholerne ścięgna. Walcze. Mam ochotę zejść z roweru. Na szczęście kryzys mija. Jakoś daję radę. Jj też. Dojeżdżamy do miejsca, w którym 7 zmienia się na autostradę (obwodnica Gdańska) wtf
tego nie było w planie. Jedziemy jakieś 500m autostradą by zjechać w miejscowości Koszwały. Tutaj chwila na GPS jak jechać. Okazuje się, że nie wiele nam zostało co nas cieszy. Zmordowani ale już bez
większych kryzysów przy pięknej pogodzie oraz przy pięknych widokach polskiej wsi docieramy do Gdańska. A tu już można powiedzieć, że z górki prosto na dworzec. A tu się zaczynają schody. Pani w
okienku przy kasie odświadcza, że nie ma miejsc w pociągu o 12:07. Możemy próbować się dostać do pociągu. Musimy spytać kierownika pociągu gdy tylko przyjedzie… hmmm no ok. Jeszcze jest opcja pociąg
o 14:40 do Kutna… no dobra spróbujemy ten 12:07. Mamy chwilę jakieś 1:30h idziemy na zapiekanki i po baterie do pociągu. Upał i tłumy ludzi w Gdańsku. Przypomina mi się jak było na Euro. Było
rewelacyjnie. Wracamy na dworzec. Czekamy na peronie. Co raz więcej ludzi oraz rowerzystów. Hmm nie ma szans na dostanie się do pociągu. Czekamy ostanie 15min to już jak na szpilkach. Podjeżdża
pociąg. Wychodzi młody Pan Kierownik. Chwila rozmowy. Czy możemy jechać tym pociągiem? Możemy nawet na podłodze siedzieć byle by jechać dalej :] Do Łodzi jedziecie? No tak. Nie ma problemu mamy nawet
przedział rowerowy. Chodzicie. Jakby co to się powołajcie na mnie, że wam pozwoliłen…Kamień z serca. Ale jeszcze nie mówię hop… dochodzimy do przedziału. Pakujemy się do środka. Zero rowerów.
Rowery powieszone. Jeszcze baterii nie uruchamiam. Mówię do Jj jak ruszymy to uwierze. Maszyna ruszyła szczęśliwy siadamy na podłodze. Piwko się sączy. Jest pięknie. Jedyna niespodzianka po drodze to
cztery rowery dorzucone do przedziału a my z podłogi idziemy do przedziału obok bo już dla nas miejsca na podłodze zabrakło. Relaks i jeszcze raz relaks. No może mniejszy relaks korzystanie z toalety
po zapiekance w naszych pięknych pociągach ale to już pominę…












Leave a Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *