Upalny Bolimowski Park Krajobrazowy

„ożeszwmordę”! jak gorąco! To był mega upalny dzień. Wybrałem się do Łowicza gdzie Jj już stacjonował z Anią w jej domu rodzinnym.

Z rana pobudka dobre jedzenie i w drogę. Pociąg 9:20. Upał już maksymalny. Dziwię się, że jako jedyny stoję z rowerem. Podjeżdża pociąg a tam wypadają tłumy rowerzystów. Ale nie wysiadają! Dają innym wysiąść. Pakuje się więc i tu miła niespodzianka.
Monika stoi grzecznie ze swoim rowerkiem. Okazuje się, że dalej za tłumem stoi Magda. Pytam gdzie Pixon. Jedzie szosą do Łowicza. No tak spragniony roweru. Godzinka mija bardzo przyjemnie na rozmowie z Moniką. Dawno się nie widzieliśmy a szkoda! Monia zawsze jest miło z Tobą pogadać!

Gdy tłum trochę zmalał dosiadamy się do Magdy. Chwila pogaduchy i musiały wysiadać stację wcześniej. Ja dostaję info od JJ, że już są na stacji głównej.

Przyjeżdżam praktycznie punktualnie. Witają mnie uśmiechem 🙂 Super! Ruszamy do centrum informacji zdobyć mapy okolic Łowicza oraz Parku Bolimowskiego. Trochę nam to zajmuje. Pani nas informuje, że mapa, którą mamy jest the best a jest z lat 80 😉 Nie mamy niestety mapy Bolimowskiego Parku. Pani z informacji mówi, że takiej nie ma bo park nie ma pieniędzy na druk mapy. Trzeba sobie pobrać z netu. Co też czynię.

Ruszamy. Ania nas prowadzi gdyż zna te okolice. Dojeżdżamy do Ariadny gdzie konsumujemy lody i spijamy co się da. Przy okazji Ania pomaga obcokrajowcom skumać co to Ariadna i po ile bilety za wejście do parku.

Po konsumpcji jedziemy do Nieborowa by wjechać na czerwony szlak. Żar leje się masakrycznie. W lesie sucho, gorąco. Dużo much. Sprawdzam mapę. Określam sobie przejazd szlakami – czerwony niebieski zielony a potem konny. A potem mamy dość. Chcemy jak najszybciej dojechać do Bobrownik. Żar nie ustępuje. Jakoś się telepiemy. W sklepie w Bobrownikach kupujemy zaopatrzenie w raz z pysznymi lodami i lecimy nad rzekę. Co jest punktem kulminacyjnym naszej wyprawy. Zimne piwko, nogi w rzece, dupera się moczy – love it! I tak stoimy gadamy kontemplujemy sobie w cieniu sącząc napój bogów – o bogowie to było piękne! Musimy to powtórzyć. Czas niestety jak zwykle ucieka. Chciałem być o godzinie 19 w domu. Miałem ruszyć w drogę powrotną rowerem. Gdy wyszedłem spod baldachimu (pod którym zjadłem pyszny obiad – dzięki Ania) zmieniłem zdanie. Jj i Ania odprowadzili mnie do pociągu gdzie czekała na mnie klima. Bardzo żałowałem, że nie jadę rowerem. Ale jak sobie teraz myślę, jaki to był upał to chyba dobrze zrobiłem. Pixon za to ruszył szoską do domu za co szacun! W tym upale to musiała być rzeźnia 🙂

Jeju! Chce do rzeki!

PS. Photstrzał aby Jj

Leave a Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *