Najpierw do pracy a potem na chwilę na Jaracza i Kilińskiego do woskiwizaz.pl. Potem postanowiłem, że nie wracam do domu tylko od razu ruszę na wojaże :] I tak Narutowicza do Pomorskiej dojechałem do Nowosolnej. Kupiłem sobie picie, bułkę i serek. Zjadłem i dojechałem do siostry do Natolina. Mogłem u niej zjeść ale jakoś samo tak wyszło, że do niej pojechałem. Potem skręciłem na Plichtów następnie na Byszewy. Skończył się asfalt i na moim mieszczuchu w terenie dobrze mnie wytrzęsło. Dojechałem do Kalonki. Gdzie miałem już dosyć troszkę wiatru, który od samego początku mi nie pomagał. Ale dobrze mi się jechało. Oczywiście kierunek Strykowska ulicą Aksamitną. Najpierw fajny szybki zjazd gdzie bez pedałowania miałem 48 km/h. Skończył się zjazd i znowu mnie wytrzęsło. Ale szybko Okólna się ukazała. Gdzie dobrze przycisnąłem. Wyprzedziłem gościa z fullfacem, który widać było próbował się trochę ścigać. Pędząc niestety wypadł mi licznik. I facet fullface mnie wyprzedził. Ale gość spoko bo pokazał mi gdzie licznik leży. Szybko się zebrałem i nie dałem za wygraną. Pocisnąłem i już mnie nie widział. Obrałem kierunek Łagiewniki, Arturówek i dom. Uważam dzień rowerowy za zaliczony 🙂
Zdjęcie marne ale klimat był!
Leave a Reply