Po gorącej nocy przyszedł piękny słoneczny dzień.Pobudka, którą zaplanowaliśmy na godzinę 8:00 wyglądała mniej więcej tak… O godzinie 6 już nie mogłem spać. Był straszny upał w namiocie. Kręciłem się z boku na bok. Tak do 7:30. W końcu krzyczę do Jja. JJ wstawaj bo mi się już nie chce spać. JJ lekko podirytowany dał się namówić na wcześniejsze wstawanie :]. Opuchnięci ale w dobrych humorach szybko się spakowaliśmy. Następnie shower, lekkie śniadanie i wsiedliśmy na siodła. Huh to bolało 😛 Pierwsze wrażenie nie było przyjemne. No cóż ale trzeba jechać. Zakupy w pobliskim sklepie. 4L wody 2 energy drinki i jazda. Z Suchedniowa kierujemy się do Suchedniowsko-Oblęgorskiego Parku Narodowego. Czarny szlak jest piękny. Na początku asfaltowy, potem szutrowy. Wspaniale nam się jechało. Ścieżki po horyzont. Żywej duszy brak. Aż nas wzięła lekka głupawka. Dalej kierujemy się do Świniej Góry gdzie skręcamy w lewo na Wilczy Bór. Wszędzie dookoła zielono, kolorowo po prostu ślicznie. Aż chce się kręcić i jak najszybciej złapać nieuchwytny horyzont. Niestety sielanka musi się kiedyś skończyć.Docieramy do krańców parku dokładnie do Jasiowa. Przed nami ogromny zjazd asfaltowy :D. Ajt to do dzieła. Rozpędzamy się do prawie 60km/h. Zachciało nam się ścigania… Na szczęście w pewnym momencie górka się robi trochę płaska i zwalniamy. Potem znowu następuje przechylenie. I staje się nieszczęście. Zrywa mi się łańcuch. Wpada między oponę a ramę. Blokuje się koło. Gdzieś na asfalcie jest trochę piachu. Wpadam w poślizg. Jj jeszcze zdążył krzyknąć SAMOCHÓD… Bum! Przez 3m mnie pociągnęło. Jeden spd`ek się nie wypiął. Chwilę leżę tak przypięty. Zaczyna mnie boleć łokieć. Po chwili wstaję. Oględziny nie wykazują większych szkód. Patrzymy na rower. Łańcuch zerwany a mówiąc dokładniej zapinka do łańcucha wyparowała. Najprawdopodobniej na końcowych odcinkach Parku. Ostatnie 5km. to jeden wielki koci łeb. Jj postanawia poszukać zapinki. Zrzuca plecak i jedzie pod górę. Chwilę odpoczywam. Piasek przylepiony do łokcia. Okropność. Mija dłuższa chwila. Jj wraca. Zapinki brak. Nie ma tragedii. Spiąłem łańcuch na sztywno. Można jechać. Lekko niestety zgasłem po tym wypadku. Kierujemy się do Dębu Bartka. Jedziemy tabliczka 150m Dąb Bartek jedziemy nigdzie go nie ma. Przejechaliśmy ze 300m odwracam się tabliczka znowu 150m Dąb Bartek. K… gdzie on w końcu jest…wracamy. W końcu widzę bramę, na której jest wielki napis Dąb Bartek. Przejeżdżamy przez nią. Nadal nie widzę tego drzewa. Co jest !!!! Jadę dalej. Stoi przede mną trzech panów. Jeden się odzywa, służbista pi… „A panowie nie mają gdzie jeździć ?! Przecież tu jest Dąb Bartek. Poza tym ludzie zwiedzają. Się może ludziom krzywda stać” Ja wk.. po wypadku mówię spoko nic się nie stanie. Jadę dalej odwracam się a tu w końcu ten cholerny Dąb Bartek stoi za nami. Cały czas tu był. Myślałem, że gdzieś stoi w jakimś lesie schowany. A on przy samej drodze asfaltowej. Znowu pi… służbista się odzywa. „Panowie mogliby się cofnąć poczytać tabliczkę z opisem. Przyjeżdżają takie turysty i potem nic nie wiedzą” Dalej wk… mówię spoko poradzimy sobie i objeżdżamy dokoła dęba żeby usiąść. W końcu siadamy, chwilę odpoczywamy. Czas na fotki. Jj postanawia zrobić fotkę stojąc na ławce. Służbista pi… nie odpuszcza „kto teraz będzie to zmywał, jak teraz ktoś usiądzie” – myślałem, że faceta rozerwę. Co za skurwiel pierdolony się przypierdolił. Jj mnie uspakaja bo już chciałem do gościa iść i opierdalać. Dałem se spokój ale mnie z równowagi gość wytrącił… Jak ja nie znoszę takich ludzi. Przecież nic złego nie robiliśmy… Dobra kończę opowieść o służbiście bo mi się ciśnienie podniosło. Kierujemy się w kierunku Kielc. Drogą przez Siodła, górę Krzemionkę. Piękna droga asfaltowa. Dookoła las. Jadąc widzimy znaki za 3km. droga zamknięta. Jj mówi jedziemy dla rowerów pewnie zamknięta nie jest. Mówię Ok przygoda. I tak sami bez żadnych samochodów jedziemy pięknym prościutkim asfaltem. W końcu docieramy do autostrady S7 gdzie nie ma mostu. Ups…Udaje nam się na szczęście obejść tą mała niedogodność. Po chwili jesteśmy znów na szlaku 😀 Polak potrafi ! Asfalcik prowadzi nas prosto do Kielc. Docieramy na parking. W brzuchach nam burczy. Zostawiamy wszystkie rzeczy i jedziemy coś zjeść. Obiadek pierwsza klasa. Kelnerka zresztą też 😀
Oczywiście to nie koniec wycieczki. Dopiero godzina 14. Postanawiamy zwiedzić Jaskinię Raj. Już bez plecaków, najedzeni pędzimy przez Kielce. Dojeżdżając do jaskini uświadamiam sobie że nie wzięliśmy bluz. Na zewnątrz 28 stopni ciepła w jaskini 7… choróbsko gwarantowane. Stety/niestety okazuje się, że wszystkie bilety do jaskini Raj są wyprzedane. Tak to już tutaj jest, że najlepiej sobie rezerwować bilety. Nie miałem pojęcia, że tak oblężona jest jaskinia przez turystów. Po krótkim odpoczynku patrzymy na mapę. Kierunek powrotny czerwonym szlakiem tzw. Zgórskimi Lasami. Uhhh ale kielczanie mają tereny do jazdy. Cóż za zjazdy. Cieszymy się jak dzieci. Polecam zjeździk z góry Patrol. Dalej kierujemy się na Słowik potem Zalesie Pierwsze, Białogon na Pasmo Kadzielańskie przez Karczówkę. Tutaj drug raz zrywam łańcuch. Cóż szybka naprawa i dalej jazda. Szkoda niestety, że to już końcówka. Docieramy do Kielc. Powoli kręcąc wspominamy szlaki, które przebyliśmy. Zazdrościmy terenów. Tutejsi mają gdzie jeździć. Na koniec docieramy na ulice Sienkiewicza. Szybkie lody i do samochodu. To była piękna wyprawa. Uśmiechnięci wypoczęci psychicznie, naładowani pozytywną energią ze wspaniałymi wspomnieniami wracamy do domu. Warto było !
Ps. Miałem napisać statystyki zjedzone/wypite ale już tego dokładnie nie pamiętam. Na pewno będzie kolejna wyprawa. Wtedy się przyłożę… a wyprawa na pewno będzie myślę, że nie jedna…
Mapa:
Suchedniów – Kielce
Kielce – Jaskinia Raj – Kielce
Zdjęcia:
Leave a Reply