Włoska przygoda

Ta wyprawa miała się nie odbyć. Nie teraz nie w tej chwili. Czy nie jest tak, że każdego to spotyka? Każda chwila jest zła by przeżyć przygodę? Bo praca bo dziecko w drodze bo kasa bo… cokolwiek. Zawsze jest coś nie tak. Jechać czy nie jechać? Wszędzie słyszę jechać jak nie teraz to kiedy? Jak mały się urodzi? Nie sądzę. To jednak była najlepsza chwila. Teraz bo później już nie będzie tak łatwo.

Plan był zacny. Atakujemy na Stelvio. Tak! Stelvio to priorytet… I na tym się skończyło. Przecież nikt nie pomyślał, że pojedziesz do Włoch i pogodę będziesz miał Angielską. No skąd! Przecież to Włochy! b@@#^% please.

Pojechałem w cztery osoby. Ja, Tomasz vel Xanagaz, Jędrzej vel Jj i Ania vel Ania. By dojechać do Włoch wynajęliśmy campera. Ciekawy samochód taka przyczepa campingowa tylko z silnikiem i to sporym. To był strzał w dziesiątkę. Masz samochód, który służy jako hotel. Wszystko masz pod ręką. Sypialnie, kuchnię, jadalnię i łazienkę. Wszystko czego Ci potrzeba. Nawet garaż dla rowerów.

Wyjazd zaplanowaliśmy na 30 maja. W niedziele pakowanie i sprawdzanie pogody. Z niepokojem patrzyliśmy co się dzieje w Bormio. Pierwszej miejscowości, w której mieliśmy spać. Deszcz, czasem śnieg i temperatura około 10C. I to w Bormio! Nie na szczycie Stelvio. Szybko zmieniamy nasz cel. Kierunek Genua gdzie chmur nie ma i temperatury oscylują mniej więcej 23-25C. Jakie było nasze zdziwienie gdy dojechaliśmy na miejsce. Piękna Genua przywitała nas deszczem. Wyglądało to bardzo słabo.

 

cdn…

 

Leave a Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *